head> Zobacz to, co widzę ja.: grudnia 2006

czwartek, grudnia 14, 2006

[047]

Mam dosyć. A tutaj zaczyna się maraton imprez pożegnalno-urodzinowo-jakichkolwiek...
Jak to powiedział kolega:
"kto bedzie w przyszlosci pamietal Twoj paper... a za to cykl pozegnalnych imprezek jest unforgetable!!"
No właśnie, zgadzam się w całej rozciągłości, dlatego za godzinę jesteśmy umówieni na balowanie. I tylko podobno nie dostaniemy '5 free drinks' bo ze złego wydziału jesteśmy. No co za dyskriminacja!
'Paper' dokończę jutro, bo nie mam nawet siły go teraz czytać. A podsumowanie powinno chyba jednak mieć coś wspólnego z pozostałą treścią...


Buzi!

Etykiety:

wtorek, grudnia 12, 2006

[046]

Proszę, a oto co dziś znalazłam wracając z zajęć. Jaki teraz miesiąc mamy? Że niby grudzień? I zima?

Etykiety:

[045] koniec notki poprzedniej

Żeby nie było, że tu tak szpitalnie czysto: brud objawia się pod postacią, do której jakoś jednak nie jestem przyzwyczajona. Podczas weekendowych nocy główne trasy prowadzące z jednego klubu do drugiego zdradzają obecność wszelkich resztek, porozbijane szklanki jednak mnie nie wzruszają. Ale zwyczaj używania bocznych (i nie zawsze) uliczek celem załatwienia potrzeby fizjologicznej mnie jednak w tym uporządkowanym świecie jakoś dziwi. To pewnie przez te kolejki, w których czasem chwilkę trzeba stać, żeby się dostać do rzeczonych klubów. Swoją drogą: KOLEJKI! W Polsce stało się w nich kiedyś za wszystkim. Znakiem dobrobytu jest dobrowolne wystawanie w kolejce za dobrami zdecydowanie nie-podstawowymi dla przeżycia.


Ah, i zostaję na Majella - łatwiejsza integracja, oraz kusząca wizja ogrodowych imprezek oraz spontanicznego odwiedzania sąsiadów przeważyła nad lenistwem i chęcią przeprowadzenia się gdzieś bliżej centrum. Jednym słowem spodobało mi się życie akademikowe. I kto by pomyślał, że taka wypieszczona jedynaczka jak ja z własnej woli wybierze pokój 2osobowy na zadupiu zamiast 'jedynki' w centrum :] Kolejny punkt na liście: sama się zadziwiam tym, że...
-------

♪Coma - Leszek Żukowski
◙Fight Club

Etykiety:

[044]

O czym to mówiłam? O różnorodności, tak.
W weekend odwiedziłam pobliskie belgijskie (francuskojęzyczne) Liege. Byłam przekonana, że jest mniej więcej jak Maastricht - niewielkim miasteczkiem głównie studenckim. Co za niespodzianka. Już z okien pociągu było widać różnicę: chaotycznie(j) pobudowane domki z zagraconymi podwórkami, przedmieścia, wąskie, nie takie znowu czyste ulice. A na ulicach mieszanka: studenci, panie i panowie w garniturach, młodzieżowe subkultury oraz paru swojskich żuli.
I dopiero wtedy uderzyła mnie specyfika Maastricht: historyczne centrum z romańskimi kościołami z XI wieku, obok modernistyczna dzielnica, dalej ulice małych raczej schludnych domków. Zaraz za nimi pola, łąki, pasące się na nich krowy i owce. A gdzie biedne i brudne przedmieścia? Jakaś fabryka? Tereny przemysłowe?
A na ulicach? Głównie studenci, ale nawet ci z konserwatorium muzycznego czy akademii sztuki nie rzucają się zazwyczaj w oczy ekstrawaganckim ubiorem czy zachowaniem.

I tak jak ostatnio upewniłam się, że na dłuższą metę nie umiałabym chyba mieszkać w nowoczesnym, bezdusznym bloku na zamkniętym osiedlu [zakładając że gdziekolwiek mogłabym mieszkać dłużej, bo tego taka pewna nie jestem...], tak też stwierdzam, że o ile Maastricht jest śliczne, to jednak brakuje mu tej, dla mnie tak zwyczajnej, nieświeżej strony. A może muszę jeszcze bardziej pozwiedzać, głębiej poszperać. W gruncie rzeczy jestem pewna, że gdzieś tutaj muszą być jakieś zaniedbane ogrody.

Etykiety:

[043]

Budząc się widzę:
Odliczanie rozpoczęte: teoretycznie dni 3, praktycznie 2; słów do napisania przynajmniej 3500. Dam radę, prawda?
Do piątku zatem zamykam się w świecie konstrukcji i dekonstrukcji, tożsamości, potwierdzania i przekraczania granic. Top modelki, Extreme Makeover, drag-queens, transsexual and transgender people.
A shell ma to w praktyce. Holandia niby taka wyzwolona i tolerancyjna. I owszem. Ale w malutkim Maastricht jest spokojnie i dość "normalnie". Nie tylko na polu seksualno-genderowym.

(oh, blogger wciąż nawala, albo to moje supermegaszybkie polaczenie - reszta w następnej notce)

Etykiety:

niedziela, grudnia 10, 2006

[042]

Co robiliśmy na lodowisku?:)

Jeździliśmy oczywiście:
W przerwach pozowaliśmy:

A że padało i tafla zamieniła się w wielką kałużę, grożącą totalnym przemoczeniem po paru upadkach, trzeba się było rozgrzać.
Piliśmy zatem.* Raz...
i dwa.

* Żelazna zasada "Piłeś, nie jedź" nie sprawdza się w wypadku łyżew i rowerów. Oczywiście do czasu:)

Etykiety:

piątek, grudnia 08, 2006

[041]

"Schodzę na peron, mocno ściskając cały swój dobytek - jedną walizkę"
(Fale, Virginia Woolf)

Etykiety:

czwartek, grudnia 07, 2006

[040] Time flies.

Mam pełno czasu.
Na nic nie mam czasu.

Może za długo sypiam, może za często się obijam pozwalając, żeby czas przeciekał mi przez palce. Może za często wychodzę, za długo zwlekam...
Nie mam kiedy napisać maili, nie chce mi się wymyślać tematu pracy końcowej a już na pewno nie chce mi się jej pisać. Jutro mam oddać jej konspekt, a do tego czasu jeszcze wycieczka na zakupy, jeszcze piwo w Irish Pubie, a potem pewnie film. A potem tydzień bezproduktywnego siedzenia przed komputerem i udawania, że piszę i że nie mam czasu na nic zupełnie. 15tego termin oddania pracy, zacznę pisać na poważnie pewnie tak gdzieś 2 dni przed. I kiedy ja już będę naprawdę wolna, wszyscy zasiądą do nauki przed swoimi egzaminami, które w większości są około 20-22.
I kiedy już będę miała czas, nawet tego nie zauważę, tak szybko gdzieś mi zniknie.
Time flies too fast, time gets lost too easily.

-------
♪ Stereophonics - Maybe Tomorrow

◙ Donnie Darko

Etykiety:

środa, grudnia 06, 2006

[039]

Oficjalnie zostałam przyjęta na kolejny semestr w Maastricht. Szukanie mieszkania vs. decyzja o zostaniu w akademiku na Majella: w toku. Trzymać kciuki!

Etykiety:

wtorek, grudnia 05, 2006

[038] Sinterklaas i Zwarte Pieten nadchodzą!

Mają tutaj takie święto
robić też trzeba więc to.
Sinterklaas z Hiszpanii przybywa
tak tu tutaj właśnie bywa.
Razem z nim jest Zwarte Piet
i to wcale nie jest mit.
Wszyscy robią tu 'surprise'
i w zabawy już są wirze,
trzeba też napisać wierszyk,
co mieć winien ład i szyk.
Proste nie jest to w ogóle
cierpię przy tym głowy bóle,
tworzę rymy częstochowskie
choć źródełka są krakowskie.
Udanego dnia prezentów
oraz słodkich tak momentów
życzy Kasia z zagranicy
kończąc pierwszy taki wyczyn.

Tadam! :]

Etykiety:

niedziela, grudnia 03, 2006

[037]

W Aachen Sinterklaasa nie złapałam, była za to karuzela, pieczone kasztany i grzane wino w buciku narciarskim.
Merry-go-round?


W skład Winterland'u wchodzi też, jakżeby inaczej, knajpa. Holendrzy mają zdecydowanie kompleks kraju hmm, nizinnego to chyba nie do końca odpowiednie stwierdzenie... Tak czy inaczej, knajpa wygląda jak bar przy austriackim stoku, uatrakcyjniony sporą ilością migoczących światełek i holenderską muzyką. Mają się tam odbywać imprezy o nazwie, UWAGA UWAGA: apres-SKI!!! Na ścianach zresztą nawet wiszą jakieś przedpotopowe narty. Co tam, że za oknem lodowisko, i to właściwie tyle co Holendrzy mogą zdziałać w dziedzinie sportów zimowych :]
Wszystko jednak ma swój specyficzny urok, i nareszcie holenderskie kawałki nie denerwują, wręcz przeciwnie idealnie wpisują się w klimat miejsca. To plus grzane wino świetnie karmi moją irracjonalną fiksację na temacie śniegu. Ja chcę na narty, na prawdziwe apres-ski party!

Etykiety:

[036]

Kupić można na przykład takie coś, co przypomina mi troszkę polskie szopki:
Mówiłam już, że kicz? No to proszę, jeszcze troszkę, dla pełnego obrazu:


Będąc znów dzielna, dałam się wywieźć na wielkie koło, żeby pokazać Wam Winterland z lotu ptaka niemalże.
A obok, ale nie zmieściło mi się w kadrze, jest lodowisko :)

Etykiety:

[035]

Blogger odrzuca za duże notki, więc muszę ciąć :/
---

A tuż za katedrą było Museum Ludwig, sztuka współczesna, cztery piętra, na których między innymi: Picasso, Dali, Warhol, Lichtenstein, Kawara, de Saint-Phalle... Irene zupełnie wbrew przepisom robiła zdjęcia.

A obok muzeum, więc także tuż obok katedry stoi sobie piękny Dawid:

Wracając do Maastricht, poniżej Winterland, czyli cudowny świąteczny kicz: w tle bardzo, bardzo stary kościół, na pierwszym planie sztuczne zamczysko.

Etykiety:

[034]

Dawno nie było zdjęć.

Na początek Kolonia, gdzie byłam bodajże w poprzedni weekend (więcej zdjęć można znaleźć u Irene, patrz linki).
Katedra za dnia:

Katedra wewnątrz:

Katedra nocą:

Etykiety:

piątek, grudnia 01, 2006

[033]

Zjadło mi w nocy posta, wersja poranna zatem będzie teraz.


Mieliśmy wczoraj polskie spotkanie z REKTOREM. Co tam, że rodzimego rektora na własne oczy nigdy nie widziałam, a tutejszego owszem. To się nazywa podejście do studentów. Bo 'podejście' polega na podchodzeniu. Tak, tak, panowie profesorowie i inni tacy.
Uczelnia wydaje się być wielce zainteresowana studentami właśnie z Polski, kazali zachęcać. Zachęcam więc, szczerze.
Był mały poczęstunek, i integracja z dotąd nieznanymi studentami regularnymi. A holenderskiego jak się uprzeć można się nauczyć w rok lub dwa podobno, i to tak, żeby w zajęciach uczestniczyć. No proszę.

Chciałam się też przyznać, że jestem największym obibokiem w Maastricht chyba. Może poza ludźmi uczęszczającymi na spotkania "grupy wsparcia" dla leniwych - SCHEDULE to magiczne słowo, spotykają sie co tydzień, zdają relację ze stopnia realizacji SCHEDULE i się nawzajem oceniają. Kosmos. W Polsce to jest po prostu lenistwo lub brak zorganizowania, z którym trzeba się uporać samemu. Tutaj samodoskonalenie chyba aż do przesady. I może i dobrze. Tak czy inaczej, zdecydowanie bym się nadawała do grupy wsparcia, ale przecież nie chce mi się wstawać co tydzień rano w poniedziałek na spotkania, jak się obijać to już porządnie. Co prawdopodobnie świadczy o tym, że jestem jednak WIĘKSZYM obibokiem niż oni.
Skutkiem obijania się było siedzenie dziś do 2 w nocy i PISANIE. Mają kręćka z tym pisaniem, zawsze i wszędzie czają się eseje. Aż strach otworzyć lodówkę.
Udało mi się jednak napisać, co trzeba było i teraz mogę jechać do Aachen zobaczyć Świetego Mikołaja :]
A wy? Byliście grzeczni w tym roku?

Socjologom życzę udanego Balu pod wezwaniem Psychodelii. Chętnie przyjmę fotorelację.