head> Zobacz to, co widzę ja.: października 2006

poniedziałek, października 23, 2006

[029]

Pada. Jesiennie. Kawowo. Sennie.
Chcę: pysznego grzanego wina, ambitnego filmu. I jeszcze kilku rzeczy.

Dziś mogę liczyć jedynie na wino.

Etykiety:

środa, października 18, 2006

[028] blue fairy

Etykiety:

sobota, października 14, 2006

[027]

Był swego czasu taki hit, ze stajlem w tytule. Ku pamięci więc, i na dowód, że mam stajla wlepka na rzecz praw człowieka prosto z imprezy AI.
En jij? Heb jij ook stijl?




Piątkowy wieczór spędzony w bibliotece. A na dodatek można powiedzieć, że nawet z przyjemnością. Na usprawiedliwienie mam tylko to, że a) imprezowym dniem jest wtorek, b) odkryłam, że mója antypatia wobec czytelni jest skierowana jedynie do naszych ciemnych/słabo wyposażonych/nieprzyjaznych studentowi przybytków. Po 1830 czytelnia się już wyludniła, na zewnątrz zmierzch, a ja zamiast grzecznie odnieść przeczytane książki na miejsce i wyjść, utknęłam szperając po półkach. I chciałoby się tylko usiąść na podłodze przy regale i czytać, czytać, czytać. Nienormalne.


Zamiast odsypiania zafundowałam sobie sesję filmową. Eternal Sunshine of the Spotless Mind. Film dobry, ale się nie podobał. Mnie, sąsiedzi się zachwycali. Zdaniem jednego z nich, każdy w tym filmie znajdzie coś o sobie.

- I wish I'd done a lot of things.
(...)
- You were scared?
- Yeah.

Some things just don't change.

Etykiety:

poniedziałek, października 09, 2006

[026]

No to mamy pierwszy zgrzyt. Spowodowany niczym innym jak moim idiotycznym i nieodpowiedzialnym zachowaniem. Skutki picia okazały się bardziej zgubne niż się wydawało na pierwszy rzut oka. No któżby się spodziewał. No naprawdę, pewnie nikt.
Zawiodłam ludzi, którzy mnie lubią (chyba nadal, mimo wszystko), a w dodatku współlokatorka ma przeze mnie problemy ze swoją znajomą.
Czuję się przez to wszystko niespecjalnie, mam nadzieję, że jakoś uda się załagodzić cały spór i odbudować zaufanie.

Etykiety:

niedziela, października 08, 2006

[025]

Tia, kierowca był w stanie, za to ja nie. Zgubne skutki... Kolonii więc nie obejrzałam tym razem, może uda się za miesiąc, podczas tamtejszego karnawału za to.
W międzyczasie zapodam trochę zdjęć z dotychczasowych wycieczek:

1. Rotterdam...

... jest bardzo nowoczesnym (wojna, okropni Niemcy itd.) ...

...i portowym miastem.


Mnie i moim towarzyszkom podróży:
... najbardziej podobał się królik. Ten jest mój:



2. Den Haag

W Hadze, siedzibie rządu i nieoficjalnej stolicy kraju najbardziej podobało nam się podmiejskie morskie miasteczko Scheveningen :P Jako dzielna Polka wychowana na ekstremalnie zimnych kąpielach w Bałtyku musiałam od razu sprawdzić temperaturę wody, ku przerażeniu koleżanek: "Uhuh, what are you doing? Are you crazy? It must be freezing!" Zimna, ale bez przesady. I oczywiście wiało, Batłyk wypisz wymaluj.


To też nas zauroczyło:




3. A potem przyjechali moi rodzice, i z nimi zwiedziłam między innymi Brukselę:

Groote Markt:

Belgia słynie z czekoladek:


I z sikającego chłopca.


A tutaj inne widoczki:


"sikalnice" :D

Jesteśmy w Unii...


4. A na koniec Antwerpia.


piątek, października 06, 2006

[024] Don't trust anything, there might be weed in it.

Nawet w mleku. Mamusiu idę wypić sobie szklaneczkę mleka przed spaniem. Uhm.

Kolega gra nam na gitarze, obok impreza, na którą zaraz idziemy. Jutro chyba pojedziemy do Kolonii, o ile nasi kierowcy będą w stanie po dzisiejszym balowaniu. A ogólnie leniwość mnie ogarnęła. A tu się następna praca i prezentacja zapowiadają w tym tygodniu... Aj.

czwartek, października 05, 2006

[023]

Miałam myśleć, zastanawiać się, zliczać plusy i minusy. Nie umiem. Nie planuję, i nie chcę planować. Nie lubię mieć nadziei na coś, nie lubię rozczarowań, odpowiedzialności i poważnych kwestii. Spontaniczność i intuicja podejmą tę decyzję za mnie. Pół roku życia zależące od jednej krótkiej chwili... Ale czy to ważne?
Mam już bilet na święta, w dwie strony. Nie odliczam dni, ale jeśli zacznę, to może wcale nie do powrotu tam, ale tu??? Wyrwana raz z krakowskiej rzeczywistości będę mieć problemy z ponownym przyzwyczajeniem się do niej. Ciągnie mnie gdzieś dalej, w jakieś nowe miejsca. A może to tylko ta jesienna, słoneczno-wietrzna pogoda tak działa. Skoro wiatr wszędzie jest taki sam i przynosi takie same wspomnienia, to właściwie nie ma znaczenia gdzie jestem. Dom jest tam, gdzie jestem ja.

Pytana czy tęsknię czasem za swoim krajem/miastem/rodziną/przyjaciółmi, zazwyczaj nie wiem co odpowiedzieć. I tak, i nie. Tak, uwielbiam krakowskie puby, zaułki, ciepłe bułeczki jedzone o północy na Kazimierzu, pyszną kawę pitą rano w Mleczarni. I dobrze wiedzieć, że mam z kim dzielić takie małe przyjemności. I nie, nie tęsknię za korkami, pośpiechem, wdzierającą się wszędzie krzyczącą komerchą, brakiem ścieżek rowerowych, zmęczonymi twarzami kasjerek w supermarkecie, brakiem książek w bibliotece. A tu też są ładne zaułki, ulubione knajpy, park i wały nad rzeką. I tylko szkoda, że Maastricht nie leży bliżej Krakowa, mogłabym wam pokazać to wszystko.