[058]
Karnawal.
O 13 wszystko wygladalo jak zwykle.
O 15: poprzebierane male dzieci jeszcze mnie nie niepokoily... Potem z coraz wiekszej liczby knajp zaczela dobiegac glosna holenderska muzyka, na zewnatrz wystawiono stoly (pogoda wciaz dopisuje!) a kafejki zapelnily sie po brzegi. Wlasciciele sklepow powoli zaslaniali wystawy deskami. W tych, ktore jeszcze byly otwarte spoznialscy klienci starali sie wyszperac jakies kostiumy. Im bardziej futrzaste i kiczowate tym lepiej.
Maastricht oficjalnie ogarnela czerwono-zolto-zielona (kolory Limburgii) goraczka karnawalowa. Cztery dni i noce: picia, picia i jeszcze raz picia. No i dobrej zabawy. Chociaz te zabite deskami witryny sklepow mnie ciut niepokoja:>
PS. Z okazji Tlustego Czwartku zapodalam sasiadom paczki. Niestety tutaj maja je jedynie z nadzieniem morelowym, no proooosze!
PS2. Mam peruke, zestaw farb do ciala oraz calkiem niezle nastawienie do tego calego szalenstwa. A pokoj powoli dekorujemy balonami (w obowiazkowych kolorach), serpentynami i czym sie da :) To samo planujemy zrobic z wejsciem do budynku, nie mozemy odstawac od reszty mieszkancow przeciez.
Fun fun fun?
Etykiety: S-pisane
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home