head> Zobacz to, co widzę ja.: [002] Utrecht, part 1

wtorek, sierpnia 15, 2006

[002] Utrecht, part 1

Mieszkam sobie hen, hen, wysooooko, na 12 pietrze tego akademika, w jednym z powietrznych kontenerów. Żeby było ciekawiej, raz na czas odczuwamy tutaj pewne wibracje, i to bynajmniej nie pozytywne. Mam nadzieję, że to tylko zbiorowa halucynacja i bezpiecznie przetrwamy do końca kursu. Zwłaszcza, że poza lekkimi wstrząsami, niepokojące są okna sięgające tu od podłogi aż po sam sufit. Świetny sposób na pozbycie się kilkunastu (kilkudziesięciu) studentów rocznie :> Wolę nie wyobrażać sobie takiego rozwiązania architektonicznego w którymś z polskich akademików...
Plusem jest to, że można sobie wygodnie porozmawiać przez okno z sąsiadami z naprzeciwka :)

Pogoda, jak zresztą widać, pasuje do określenia 'letnia' jedynie dzięki skojarzeniu z temperaturą, bo na pewno daleka jest od przeciętnych wyobrażeń na temat tej pory roku. Nauczyliśmy się już 4 czasowników opisujących deszcz :> A to nie wszystko.

Język holenderski, a zwłaszcza jego wymowa, wywołuje spore zamieszanie wśród przedstawicieli wszystkich obecnych na kursie narodowości. Każda ma problemy z czymś innym :) Dlatego zafundowali nam nawet zajęcia z logopedą :D

Oudegracht, czyli najstarszy kanał w Utrechcie, wdłuż którego ciągnie się obecnie główna ulica miasta.
W dzień tętni życiem, otwarte sklepy, stragany tworzą wielokolorowe tło dla tłumu turystów i mieszkańców miasta. Za to po 18 (czyli po zamknięciu sklepów) miasto, i nawet ścisłe centrum, się niewiarygodnie wyludnia. Oznaki życia widać jedynie w knajpkach wzdłuż Oudegracht. Poza tym pustki. O tym, że kogoś jednak możemy spotkać przypominają jedynie porozstawiane wszędzie, gdzie się tylko da, rowery.
Miasteczko studenckie, wbrew pozorom, także nie obfituje w nocne atrakcje, wygląda raczej na wielką i całkiem komfortową, sypialnię.

No i, oczywiście, wszyscy tutaj jeżdzą na rowerach. Wszyscy prócz kilku studentów, którzy przyjechali tu na 3 tygodnie i postanowili sobie ich nie kupować :> Studenci ci muszą zatem uważać jak i gdzie chodzą, bo co prawda nie grozi im tu bliskie spotkanie z maską rozpędzonego samochodu, ale rozpędzony rower jest równie niebezpieczny. O stosunku do pieszych świadczą stosunkowo wąskie chodniki, a czasem nawet ich zupełny brak... A junkies z parku koło dworca "sprzedają" rowery za 10-15 euro...

Życie towarzyskie kręci się nam głównie podczas wspólnego robienia obiadów, co zwykle płynnie przechodzi w wieczorne pogaduchy przy piwie (bleeeh!). W piątek chcemy zrobić obiad międzynarodowy. Francuzi już sobie zaklepali naleśniki, a wszelkie pasty są jednak zdecydowanie włoskie :> HELP!
Nasza kilkudziesięcioosobowa grupa składa się przede wszystkim z: pełnych życia, gadatliwych Włochów, spokojnych, ale sympatycznych Węgrów, integrujących się głównie między sobą Niemców, zupełnie nie przejmujących się swoim niezrozumiałym akcentem Anglików. Poza tym Francuzi, Czesi (z którymi łączy nas mocna słowiańska więź i wiedza na temat sposobu wytwarzania śliwowicy:]) i, poza mną, jeszcze jedna Polka.
Dziś wszyscy zgodnie wybieramy się do tzw. centrum na Erasmus Student Party.

Aha, znacie określenie Erasmus-Orgasmus? :] Już byłam bliska stwierdzeniu, że u nas to coś nudno, nic się nie dzieje, żadnych plotek. Ale dziś rano miało miejsce śledztwo dotyczące miejsca noclegu jednego z kolegów. Stay tuned :]